sobota, 28 grudnia 2013

Paulo Coelho "Pielgrzym"

Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 302

"Sta­tek jest bez­pie­czniej­szy, gdy kot­wiczy w por­cie, nie po to jed­nak bu­duje się statki."

Główny bohater wyrusza na pielgrzymkę do Santiago de Compostela drogą, którą odbyła Maryja i św. Jakub po śmierci Chrystusa. W towarzystwie swojego przewodnika - Petrusa - chce odnaleźć miecz, aby stać się mistrzem zakonu, do którego należy. Podczas przemierzania owej Drogi Mlecznej uczy się Praktyk Zakonu RAM i wykonuje najrozmaitsze próby i ćwiczenia. Z pielgrzymki wraca odmieniony i przekonany o tym, że to co niezwykle znajduje się na "drodze zwykłych ludzi.

"Pielgrzym" jest pierwszą powieścią napisaną przez Paula Coelho, brazylijskiego pisarza, o którym każdy zapewne słyszał. Do tej pory przeczytałam dwie jego książki, aż wreszcie nadszedł czas, na ten niewiele obiecujący tytuł. Po przeczytaniu opisu bardzo zniechęciłam się do "Pielgrzyma", ale wtedy przypomniał mi się "Alchemik" i jego "słaby" opis.

W prologu dowiadujemy się, że Coelho na prawdę odbył pielgrzymkę do Santiago de Compostela, a książka jest opart na jego własnych doświadczeniach. Dla każdego, kto choć trochę zna ciekawy życiorys pisarza ten fragment daje nadzieję.

Tytułowy pielgrzym szuka tajemniczego miecza, ale żeby go znaleźć musi zmienić swoje życie podczas wyprawy. Jednak nie jest on bardzo rozbudowaną postacią, podobnie jest z całym światem przedstawionym.
Jak zwykle pisarz zamiast rozbudowanej fabuły daje nam ogrom rad co możemy zrobić, aby nasze życie nie było nudne i pozbawione sensu. Wiem, przez jak wielu ludzi jest on za to krytykowany, ale według mnie jest w tym bardzo dużo prawdy. Autor pokazuje jak ważna jest miłość, spełnianie marzeń i inne niby oczywiste rzeczy, o których często się zapomina. Bardzo podobało mi się stwierdzenie, że wróg jest ucieleśnieniem naszych słabości.
W dodatku książka napisana jest językiem docierającym do każdego i chyba na tym polega cały fenomen Coelho. Czasem czułam się tak, jakby mówił do mnie przyjaciel.

Niestety teraz muszę napisać o czymś co mi się nie podobało. Zacznę od tego, że Zakon RAM był chyba jakąś sektą, albo czymś w tym rodzaju (to tylko moje zdanie). Dalej mamy mnóstwo cytatów z Biblii w połączeniu z demonami i dziwnymi rytuałami. Przerażało mnie to i jako katoliczkę bardzo odrzucało od książki. Autor zdecydowanie mógł oszczędzić nam niektórych rzeczy. 

Sądzę, że jest to książka do której trzeba podejść z dystansem. Jest to bardziej wytwór fantazji niż powieść oparta na własnych doświadczeniach. Wydaje mi się, że należy po prostu umieć wybierać z niej odpowiednie treści, takie jak wartość marzeń, i wtedy można wcielać je w życie. Nie zachwyciła mnie, ale też nie zawiodła, tego spodziewałam się po pierwszym dziele Coelha.

Moja ocena: 5/10


wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt Czytelnicy!


Drodzy Czytelnicy!
Życzę Wam zdrowych i wesołych Świąt,
żebyście zawsze mieli siłę walczyć o swoje marzenia,
nigdy nie przestawali być sobą,
i mieli dużo czasu na czytanie (bo u mnie z tym czasem coraz gorzej).
A sobie życzę zapału do prowadzenia "Książek Jane"
i coraz więcej takich wspaniałych czytelników.

Buziaki! :*

poniedziałek, 23 grudnia 2013

TOP 10 - Wymarzone prezenty książkowe!

     Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.      Dziś przyszła pora na... Wymarzone prezenty książkowe!



 Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.     
 Dziś przyszła pora na... Wymarzone prezenty książkowe!


Coraz bliżej święta! Jutro już Wigilia ;) Z pewnością każdy z nas ma jakieś życzenia co do prezentów, ja zdecydowanie stawiam na książki.



Pierwszym moim marzeniem jest egzemplarz "Dumy i uprzedzenia", powieść czytałam już kilka razy, ale ciągle brakuje jej na mojej półce i jeśli jej nie dostanę to zapewne niedługo sama kupię ;) Jeśli chodzi o książki Jane Austen to nie pogardziłabym również "Opactwem Northanger".

Następna w kolejności jest książka autorstwa Rebeccy Johns pt."Hrabina". Książka wydaje mi się interesująca, zdecydowanie w moim typie + wręcz zakochałam się w okładce i zapragnęłam ją mieć.

Czwartą pozycję na mojej liście zajmuje "Kosogłos" S.Collins. Uwielbiam poprzednie dwie części, myślę, że pokocham również tą.

Piąte i szóste miejsce zajmują książki F.Mocci "Tylko Ciebie chcę" i "Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie". Filmy są świetne i bardzo chciałabym przeczytać książki, a wiem, że w mojej bibliotece prędko ich nie dostanę ;(

Kolejnymi wymarzonymi prezentami są trzy książki z serii "Cmentarz Zapomnianych Książek" Zafóna (oczywiście w twardych okładkach). Dwie pierwsze czytałam, ale są tak piękne, że bardzo chciałabym je mieć, natomiast trzecią część bardzo chętnie przeczytam.

Ostatnie miejsce zajmuje książka "Charlotte Bronte i jej siostry śpiące".

A jakie są wasze marzenia książkowe? :)

sobota, 14 grudnia 2013

Jane Austen "Opactwo Northanger"

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 192


„Nikt, kto zetknął się z Katarzyną Morland w dzieciństwie, nie sądziłby, że ma przed sobą przyszłą heroinę. Wszystko sprzysięgło się przeciwko niej: pozycja życiowa, charakter obojga rodziców, jej własny wygląd i usposobienie.”

Katarzyna Morland jest prosta dziewczyną pochodzącą ze wsi, która nie bywa w towarzystwie i nie zna wielkiego świata. Jednak, gdy nadarza się okazja wyjazdu do Bath dziewczyna chętnie z niej korzysta i tu zaczyna się przygoda naszej heroiny. Jak odnajdzie się w nowym dla niej świecie? Czy spotka swoją miłość? Czy dane jej będzie przeżyć przygodę rodem z ulubionych powieści dziewczyny?

Wreszcie zabrałam się za napisanie recenzji "Opactwa..". Nie wiem czemu tak długo zwlekałam. Może dlatego, że nie całkiem wiem co sądzić o tej książce?
Jane Austen znana jest z typowych romansów, wiecie miłość jako najważniejsza część fabuły, a także ze swojego poczucia humoru, które kocham. Jednak w tej książce zupełnie mnie zaskoczyła, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. "Opactwo .." jest bardziej przygodą romantyczną, niż romansem samym w sobie. Co prawda obecny jest wątek miłosny, ale w zupełnie innej odsłonie.

Nie dość, że Austen mnie tu bardzo zaskoczyła to jeszcze bardzo rozbawiła. Książka jest parodią powieści gotyckich, których pisarka podobno była wielką fanką. Konfrontacja treści ulubionych lektur z rzeczywistością nie wychodzi głównej bohaterce na dobre. W dodatku sama postać Katarzyny została skonstruowana tak, aby w nawet najmniejszym stopniu nie odzwierciedlała obrazu prawdziwej heroiny z gotyckich powieści.

Bardzo podobały mi się również postacie poboczne. Na przykład zestawienie dwóch skrajnie różnych rodzeństw - Thrope'ów i Tilney'ów - i ich bardzo karykaturalne przedstawienie. Główna bohaterka jeszcze tak naprawdę nie znała ludzi i próbowała każdemu dać szansę, ale pogodzenie przebywania wśród tak różnych towarzystw nie jest łatwe. Dodam, że bardzo bawiły mnie momenty, w których John Thrope chciał na siłę zaimponować naszej heroinie ;)

Książka jest też wzbogacona o liczne komentarze samej autorki, a ich treść moim zdaniem dodaje książce jeszcze więcej humoru i pokazuje dystans pisarki do świata, w którym żyła. Uwielbiam Austen i to chyba nigdy się nie zmieni, a "Opactwo .." dowodzi tylko, że autorka radzi świetnie radzi sobie nie tylko z typowymi romansami. Książkę dodaję do moich "must have", bo to na pewno nie jest moje ostatnie spotkanie z nią :)


niedziela, 8 grudnia 2013

Suzanne Collins "W pierścieniu ognia"



Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 360
Seria: Igrzyska Śmierci (tom 2)

UWAGA. Jeśli ktoś nie czytał i nie oglądał pierwszej części – „Igrzysk śmierci” – ostrzegam, w poniższym poście jest dużo spoilerów. Inaczej nie da się napisać recenzji „W pierścieniu ognia”, niestety.

„Ja poluję, on piecze, Haymitch pije. Każde z nas na swój sposób zabija czas i stara się uciec od wspomnień związanych z Głodowymi Igrzyskami.”

Katniss Everdeen, wraz z Peetą, po wygranej w Głodowych Igrzyskach czeka tournée po całym Panem.  Dziewczyna nie jest szczęśliwa z tego powodu, nie tylko dlatego, że jej relacje z Peetą oziębiły się, ale przede wszystkim dlatego, że nie chce patrzeć w oczy tym wszystkim ludziom, których dzieci zginęły by ona mogła żyć.  Jednak dziewczyna nie wie jeszcze, że nie czują oni do niej odrazy, a jest ona dla nich symbolem walki o wolność i tego, że Kapitol nie jest niezwyciężony. Wiadomo, prezydent Snow nie jest z tego zadowolony i MUSI zacząć działać.

Książkę przeczytałam już wcześniej, ale recenzja pojawiła się dopiero teraz, ponieważ chciałam po trochu zrecenzować wam też film. 

Zachwycona „Igrzyskami ..” byłam pewna, że sięgnę również po „W pierścieniu ognia”, a fakt niedługiej premiery filmu jeszcze przyspieszył moją decyzję. Zastanawiałam się też w jak autorka poprowadzi dalszą część historii, bo wiedziałam, że nie może to być cos typu „Katniss wygrała, stała się ulubienicą, będzie mentorką, jej trybut wygra, koniec.”. To byłoby zbyt nudne i książka z pewnością nie stałaby się bestsellerem. Teraz już wiem, dlaczego każdy kto ją przeczytał nie może przestać się zachwycać. 

„Nie zrobią mi krzywdy, bo nie grozi mi to, co wam. Nie został już nikt, kogo bym kochała."
~Johanna

Główni bohaterzy są nam już bardzo dobrze znani, ale pojawia się też wiele nowych postaci. Między innymi przyjaciele Haymitcha – zwycięzcy poprzednich Igrzysk.  W żadnym wypadku nie są oni nudni czy coś.  Chyba najbardziej polubiłam Finnicka, ale nie tylko dlatego, że był najprzystojniejszy i w ogóle. Według mnie mimo swojej zuchwałości i pewności siebie w końcu okazał się naprawdę porządnym, uczuciowym człowiekiem. Nie chcę wam zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale wszyscy są bardzo dziwni i na każdy na swój sposób przeżywa kolejna tragedię jaka ich spotkała. Bardzo nieoczekiwaną tragedię.

O ile pierwsza część była przewidywalna, tak ta całkowicie mnie zaskoczyła, naprawdę. Niczego nie można było się spodziewać, a cała fabuła była poprowadzona wręcz mistrzowsko. Czytało mi się ją szybko i często wracałam do ulubionych momentów. 

Przejdźmy teraz do filmu. Wybrałam się na niego dopiero w ubiegły czwartek, wcześniej jakoś nie mogłam  znaleźć czasu. Bałam się, że się zawiodę, jednak tak się nie stało. Film jest naprawdę niesamowity i momentami wydawało mi się, że już go widziałam w mojej wyobraźni. Przypominał moją wyobrażoną wersję „W pierścieniu ognia”, może dlatego tak bardzo mi się podobał. Jedno co mogę mu zarzucić to to, że jeśli ktoś nie czytała książki to gubił się w bardzo chaotycznie przedstawionych zdarzeniach, tak jak moja przyjaciółka 
Nie dziwię jej się, ponieważ mi samej ciężko było ogarnąć te wszystkie wydarzenia, a i tak nie wszystko zostało przedstawione.

Pewnie jeszcze nie raz obejrzę ten film, ale i tak jeśli miałabym wybierać wybrałabym książkę. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, gdy byłoby odwrotnie. W papierowej nic bym nie zmieniła ani nie dodała. Pani Collins po raz kolejny pokazała klasę i kontynuowała świetną opowieść. Zastanawiam się czy teraz zacząć czytać „Kosogłos”, czy poczekać do filmu. Zobaczymy.

Ocena:  9/10

niedziela, 1 grudnia 2013

Podsumowanie listopada

Listopad właśnie się skończył, jeśli chodzi o bloga to był wyjątkowy miesiąc, ponieważ był on tak naprawdę pierwszym miesiącem blogowania. Jeśli chodzi o przeczytane książki, to już nie było tak świetnie, niestety. Było wręcz bardzo kiepsko.

01. Sofokles - Król Edyp
02. Jane Austen: Rozważna i Romantyczna.
03. Suzanne Collins - W pierścieniu Ognia


Dodane posty: 17
Licznik odwiedzin wzrósł o: 349
Zaobserwowało mnie: 14 osób


Dziękuję, że byliście ze mną w tym pięknym miesiącu :)

wtorek, 26 listopada 2013

Jane Austen "Rozaważna i romantyczna"

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 312

 „Zmuszona za młodu do rozwagi, z wiekiem dojrzała do romantyczności: to naturalne konsekwencje nienaturalnego początku.”

Jane Austen nie trzeba przedstawiać, ani rekomendować, jej powieści są klasyką romansu i nawet tym "nieczytającym" jej nazwisko jest znane. Jeśli ktoś odwiedza mnie to wie, jak bardzo uwielbiam jej twórczość. Nie będzie więc dla was zaskoczeniem, kiedy napiszę, że ta książka to cudo.

Opowiada ona historię dwóch młodych sióstr - Elinor i Marianne, które po śmierci ojca skazane zostały na łaską przyrodniego brata i jego skąpej żony. Razem z matką kobiety zamieszkują w małym domku, niedaleko swojego kuzynostwa i tu akcja zaczyna sie rozkręcać, o ile można tak powiedzieć.

Może za chwilę zostanę zhejtowana, za to, że piszę, że w "Jutro" fabuła niemiłosiernie mi się ciągnie, a w "Rozważnej .." mi to nie przeszkadza. Wiecie, od każdej książki wymagam czegoś innego i wydaje mi się, że nawet, jak na Austen, ta powieść jest dosyć zaskakująca. Niby schemat nieszczęśliwej miłości, której przeszkadzają reguły zachowania, a tu nagle takie zawirowania.

Austen mistrzowsko posługuje się humorem. W "Rozważnej.." świetnie zestawiła tak skrajnie różne charaktery sióstr - rozsądną Elinor i uczuciową do granic Marianne. Sytuacje dwóch kobiet bardzo podobne, jednak ich zachowania tak bardzo odmienne. Okazywanie przez nich emocji czasem mnie bawiło, a czasem rozczulało ;)
Również poboczne postacie są godne zwrócenia na nie uwagi. Każda w pewnie sposób zwracała na siebie uwagę, a przede wszystkim pan i pani Middleton oraz pani Ferras. Skrajność i wywyższanie się. Czy tylko mnie wydawało się, że Austen próbowała pośrednio ośmieszyć te cechy?

Jednak autorka nie negowała żadnej z postaw swoich głównych bohaterek, chciała pokazać, że nadmierna uczuciowość czy rozwaga nie są niczym złym jeśli się uzupełniają i powinny to robić. Każdy potrzebuje równowagi. Ostatnio wzięłam się za czytanie J. Austen więc możecie oczekiwać recenzji "Opactwa Northanger", zresztą czytajcie ogłosznia, tam informuję na bieżąco :)

~ Jane ~

piątek, 22 listopada 2013

John Marsden "Jutro"

Wydawnictwo: Znak Litera Nova
Liczba stron: 272

"Pośród śmierci nadal żyjemy."

Grupa nastolatków wybiera się na biwak w góry. Chcą spędzić miło czas i zacieśnić więzy przyjaźni. Gdy wracają do domu czeka na nich ogromne zaskoczenie. Ich rzeczywistość już nie istnieje, kraj jest w stanie wojny, ich bliscy zostali porwani. Teraz muszą liczyć tylko na siebie, muszą spróbować przetrwać i odzyskać rodziny. Czy poradzą sobie w tak trudnej sytuacji?

Jest to pierwsza książka z serii "Jutro". Wszystko dzieje się w Australii. Nieznane mocarstwo przeprowadza inwazję i okupuje ten kraj. Tak naprawdę nie wiemy co to za państwo i jego opis nie pasuje do żadnego z współcześnie istniejących. Co dziwne cały podbój zostaje przeprowadzony w jeden dzień, trochę nierealne, no ale cóż.

Narratorką jest nastoletnia Ellie, która została wyznaczone przez przyjaciół do spisywania ich poczynań i przeżyć podczas różnych zdarzeń. Dziewczyna jest według mnie trochę niedojrzała, tak jak reszta jej znajomych. Zamiast planować jak odzyskać bliskich, w głowach im tylko romanse i tym podobne. Nie mówię, że w ogóle nie przejmują się ich sytuacją, ale nawet opisy różnych, nazwijmy to akcji, przerywane są nagłymi myślami Ellie o np. pokrywających się wołach. Bez sensu.
Jednak muszę przyznać, że bohaterowie z pewnością nie są nudni. Podczas wyprawy odkrywają w sobie dużo nowych cech i rzeczywiście lepiej się poznają.

Książka napisana jest takim lekkim, codziennym językiem. Bohaterowie posługują się mową młodzieżową (nie wiem czy dobrze napisałam), ale ich kwestie nie są przesadnie napakowane sloganem. Bardzo fajnie się ją czytało jeśli chodzi o tą kwestię.

"Jutro" wydane w 1993 roku w Australii zyskało tam ogromna popularność, zresztą tak jak w Polsce, kiedy to książka wyszła w naszym języku w 2011 roku. Według mnie to zwykły przeciętniak, jakoś mnie nie zachwycił, tym bardziej, że wydarzenia ciągnęły się jak flaki z olejem. Można było się zanudzić w oczekiwaniu na kolejne ciekawsze wydarzenie. Za książkę wzięłam się podczas plażowania i myślę, że na takie zrelaksowanie się jest w porządku, ale muszę dodać, że dorosłych z pewnością nie zainteresuje. Obydwoje moich rodziców próbowało się z nią zmierzyć i doszli do tego samego wniosku co ja - wieje w niej nudą.
Autor miał ciekawy i oryginalny pomysł, ale kompletnie go nie wykorzystał. Jakoś na razie nie mam ochoty na więcej.

Moja ocena: 4/10

~ Jane ~

środa, 20 listopada 2013

C. R. Zafón - Gra Anioła

Wydawnictwo: MUZA
Liczba stron: 608
 
"-Źle pan wygląda - zawyrokował.
-Niestrawność - odparłem.
- A co panu zaszkodziło?
- Życie."

Poznajmy Davida Martina, młodego pisarza, poszkodowanego przez życie i nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca. Jednak w końcu szczęście uśmiecha się do Davida i jego dzieła zostają docenione przez miejscowych. Niestety zobowiązany jest pisać pod pseudonimem, a dodatkowo ma narzucony termin dostarczenia kolejnej powieści. Mimo, że taka praca wreszcie pozwala wydostać się mu z obleśnego pensjonatu i zacząć prowadzić dostatnie życie, nie może w pełni korzystać z tych dóbr i zaniedbuje się coraz bardziej, pisząc całe dnie i noce. Nagle dostaje propozycję napisania książki swojego życia, bez terminów, bez zobowiązań, w dodatku za ogromne pieniądze i coś jeszcze. Druga taka okazja się nie przydarzy, jednak jest w niej coś podejrzanego, coś napawającego strachem. Czy Dawid się zgodzi pracować dla tajemniczego "pryncypała" ?

"Zawiść jest religią przeciętniaków."

C.R. Zafón - byłam pewna, że za tym nazwiskiem musi kryć się coś wyjątkowego - nie pomyliłam się. Sięgnęłam po drugą książkę z cyklu "Cmentarz Zapomnianych Książek" i już od pierwszego rozdziału wiedziałam, że to był dobrzy wybór. Autor przenosi nas znowu do cudownej Barcelony, tajemniczej i subtelnej, ale o wiele bardziej mrocznej niż w "Cieniu wiatru". Jak wiecie w takich klimatach czuje się jak ryba w wodzie. ;)

"Sądzę, że jest pan zbyt surowym sędzią dla siebie, co zresztą jest cechą wyróżniająca jednostki wartościowe. Proszę mi wierzyć, że przez lata mojej działalności stykałem się z rzeszą osób, za które nie dałby pan złamanego grosza, ale które miały o sobie bardzo wysokie mniemanie."

Czyta się szybko, zachłannie i ten piękny język. Tak, musicie przyznać, że książki Zafóna są napisane wyjątkowo i mimo swojej objętości nigdy się nie dłużą i nie nudzą. Wartka akcja, świetne dialogi i płynne wprowadzanie nowych wątków, chociaż tu ich mnogość sprawiała, że można było się pogubić. Wydaje mi się, że przez to książka wydawała się chaotyczna, tym bardziej, że nie wszystkie z wątków zostały doprowadzone do końca. Może autor chciał, żeby czytelnicy sami wymyślili sobie ich zakończenie i każdy miał swoją interpretacje tej powieści?

Oprócz wielu wątków pojawia się też wiele postaci. Bogactwo i różnorodność charakterów wzbudza podziw. Każda postać jest przynajmniej niebanalna. A już największą zagadka jest dla mnie postać pryncypała.

Książka wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Miałam wrażenie, że czytam jakąś zakazaną księgę, coś co nigdy miało nie trafić do moich rąk. Jest zupełnie inna niż "Cień wiatru". Tak mroczna i dosłownie usłana trupami, ma swój urok, tego nie zaprzeczę, i jest naprawdę świetna pod każdym względem, ale jeśli miałabym wybierać, to postawiłabym na "Cień wiatru".
Pisarz po raz kolejny pokazał klasę, chyba każdy to przyzna. To nie moje ostatnie spotkanie z tym autorem, tego jestem pewna.

Moja ocena: 9/10

~ Jane ~

poniedziałek, 18 listopada 2013

Suzanne Collins "Igrzyska Śmierci"

Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 352
 
„Oto ja, Katniss dziewczyna, która igra z ogniem”

Panem, państwo powstałe na ruinach USA, 12 dystryktów i rządzący nimi Kapitol, który wykorzystuje swoich obywateli jak tylko może. Po zorganizowaniu powstania w trzynastym, już nie istniejącym dystrykcie, ludzie muszą płacić za swoje nieposłuszeństwo uczestnicząc w Igrzyskach Głodowych. Z każdego dystryktu mieszkańcy muszą wystawić dwójkę zawodników - kobietę i mężczyznę w 12-18 lat- do walki na śmierć i życie, na przygotowanej arenie.
Zawsze chciałam przeczytać "Igrzyska.." i wreszcie się na to zebrałam, i chodź w sieci krąży milion recenzji, to pozwólcie, że ja napisze jeszcze jedną. Nie napiszę, że myślałam, że będzie to kolejna seria dla nastolatek, bo tak nie było. Miałam przeczucie, że pod tym tytulem kryje się coś więcej niż tylko miłosne miraże i tym podobne.

Po pierwsze zaczęłam się bać, kto wie, co przyniesie dzisiejszy egoizm ludzi, a opis Panem był naprawdę przerażający. Chociaż czy wykorzystywanie ludzi i zabawa nimi nie są dziś na porządku dziennym? Tak wielkie różnice dzielą ludzi zamożnych od tych ubogich, tak bardzo stajemy się zapatrzeni w siebie.

Po drugie byłam zszokowana okrucieństwem wobec tych młodych ludzi, w zasadzie dzieci. Jednak, mimo swojej sytuacji i bliskości śmierci, każde z nich mężnie walczyło.
 Zniewolone dystrykty musiały wybrać po dwie osoby do Igrzysk .. w dwunastce została wylosowana mała Prim i wtedy jej siostra bez zastanowienia zglosiła się na ochotnika, aby ocalić dziewczynkę. Tak zaczynamy odkrywać charakter Katniss, która bardzo kochała siostrzyczkę i obiecała jej, że zwycięży. Jej walka jednak nie opierała się na zabiciu innych trybutów, ona walczyła z chorym systemem w jakim jej i innym niewinnym ludziom przyszło żyć. Chciała za wszelką cenę zniszczyć plan pozbawienia tych młodych ludzi człowieczeństwa i obudzenia w nich bestii, chciała wbrew zamysłom władzy pozostać człowiekiem. W ten sposób razem z Peetą, drugim trybutem z dwunastki, chcieli wygrać.

 „- Właściwie nie wiem, jak to ująć. Chodzi o to, że… chcę umrzeć taki, jaki jestem naprawdę. Nie jestem pewien, czy rozumiesz, o co mi chodzi (…). - Chcesz przez to powiedzieć, że nikogo nie zabijesz? – zdumiewam się. -Nie, gdy przyjdzie co do czego, na pewno będę zabijał jak wszyscy. Nie odejdę bez walki. Po prostu usiłuję znaleźć sposób na to, że jestem kimś więcej niż zaledwie pionkiem w ich igrzyskach. - Ale nie jesteś kimś więcej. Nikt z nas nie jest. Na tym polegają igrzyska. - Zgoda, ale w głębi duszy powinniśmy pozostać sobą, i ty, i ja"

Choć próbowałam, to nie sposób wyrazić emocji jakie towarzyszyły mi  podczas lektury i po niej. Wiem, że wyda się wam to chaotyczne, ale nie jestem w stanie tego uporządkować.
 Ogólnie styl pisarski i język jest bardzo współczesny, w tym wypadku to bardzo ułatwia zrozumienie przekazu. Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie i myślę, że jest warta polecenia.

Moja ocena: 8+/10

~ Jane ~





sobota, 16 listopada 2013

Carlos Ruiz Zafón "Cień Wiatru"

Wydawnictwo: MUZA
Liczba stron: 516

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

Jak mówi pierwszy przytoczony przeze mnie cytat w tej powieści ciągle przewijają się książki. Towarzyszą nam one na każdej ulicy Barcelony, jest z nimi związany każdy bohater i nawet cała fabuła powieści zaczyna się i kończy na papierowym dziele. Zapomnianej, odnalezionej przez małego Daniela Sempere na Cmentarzu Książek powieści nieznanego autora - Juliana Caraxa. Z biegiem lat dorosły już mężczyzna nie przestaje poszukiwać innych dzieł tego pisarza i pragnie dowiedzieć się o nim więcej. Niestety nie jest to takie łatwe.
Wraz z odnalezieniem "Cienia Wiatru" Daniel rozpoczyna największą i najniebezpieczniejszą przygodę w swoim życiu. Jak się ona skończy?

Tak dużo pięknych cytatów z "Cienia Wiatru" krąży po kwejkach i innych portalach, że w końcu postanowiłam się nim zainteresować. Nie spodziewałam się, że owa książka jest tak potężnych rozmiarów, co trochę mnie przeraziło, tym bardziej, że nauka zajmuje mi tyle czasu, i nie wiedziałam kiedy zdołam się z nią uporać. Jednak nie powiem, że już sam jej widok mnie nie zafascynował. Od tej pory pragnę posiadać swój egzemplarz.

Zafón jest hiszpańskim pisarzem, a "Cień wiatru" napisał w 2001 roku, czyli w sumie nie dawno, czego po przeczytaniu pierwszych rozdziałów bym nie powiedziała. Na prawdę, bardziej obstawiałam, że powieść powstała na początku XX w.
Książka już po jej otwarciu wprowadza nas w klimat pięknej XX-wiecznej Barcelony. Jest taka delikatna i subtelna, a zarazem tajemnicza i momentami przerażająca. Nie mogłam i nie chciałam jej opuszczać, choćby na chwilę.

Właśnie to miejsce jest początkiem tak niezwykłej przygody Daniela, chłopca, któremu towarzyszymy od 10 roku życia, kiedy to ojciec zaprowadza go na Cmentarz Zapomnianych Książek. Z początku luźno powiązane ze sobą wątki prowadzą do rozwiązania, a cała historia jest bardzo dobrze przemyślana i ma zaskakujący finał.

W "Cieniu .." pojawiają się chyba wszystkie możliwe wątki. Miłość, nie tylko w formie romansu, rozczarowania i zaglądająca z każdego zakątka Barcelony samotność. Jest to także opowieść o odwadze i ludziach kochających pomimo wszystko.

„Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę.”

Moją ulubioną postacią stał się Femin Romero de Torres. Na początku nie sądziłam, że odegra on taką ważną role w przygodzie Daniela. Jest on poczciwym człowiekiem, który niewątpliwie wprowadza wiele humoru do, moim zdaniem dosyć tragicznej, historii. Każda postać czegoś mnie nauczyła, a Femin tego, że każdy z nam może być wspaniałą osobą, ukrytą pod brudnymi ubraniami czy niepowodzeniami życiowymi, które sprawiły, że inni patrzą na nas jak na odrzutków.

„W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.”

Nie spotkałam się jeszcze z niepochlebna opinią tej książki. Subtelny klimat Barcelony, tajemnica otaczająca każdą stronę powieści, młodzieniec próbujący poznać historię pewnej książki i jej autora, niebezpieczeństwo, przyjaźń, samotność i miłość .. czyli wszystko co czyni tę powieść niezwykłą i zapadającą w pamięć. Uwielbiam takie historie, "Cień wiatru" dołącza do grona ulubionych. Nic dodać, nic ująć.

Moja ocena: 10/10

~ Jane ~

piątek, 15 listopada 2013

Olga Gromyko "Wiedźma Naczelna"

Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 528
"-Drżyj siło nieczysta, jako że w rękojeści mojego miecza umieszczono paznokieć z lewej nogi  świętego Fenduła i samo dotknięcie go obróci cię w proch!
- Drżę - przyznałam uczciwie. - Straszne paskudztwo i nie mam najmniejszej ochoty go dotykać!"


Nieustraszona wiedźma naczelna kontynuuje swoje przygody. Nie lęka się strzyg, duchów czy innych potworów, jedyne czego się boi to .. ślub i to nie byle jaki, ponieważ jej narzeczonym jest władca Dogewy, piękny i silny wampir - Len, a Wolha zamiast przygotowywać się do tej uroczystości wyrusza w kolejną podróż.
Jednak po drodze sprawy się komplikują. Wiedźma komuś zaczyna przeszkadzać i tak rozpoczyna się polowanie na nią.


Jest to piąta część przygód wiedźmy. Czemu zaczęłam od piątej? Szczerze mówią to będąc wtedy w bibliotece bardzo się spieszyłam i wzięłam pierwszą lepszą książkę, a dopiero potem w domu przeczytałam, że jest to kontynuacja. Jednakowoż mi to nie przeszkadzało, bez problemu mogłam ją zrozumieć. Powieść czytało się jakby to była pierwsza część.


Pomysł i fabuła podobały mi się, może nie są jakieś super wybitne, ale ciekawe. Wolha jeździła po różnych krainach szukając pracy dla bakałarza IV stopnia magii bojowej, każda jej mniejsza przygodo-praca po trochu mnie zaskakiwała, żeby pod koniec książki wszystko zebrało się w składną całość. Jest napisana lekko, takim codziennym językiem z wprowadzonymi gdzie niegdzie, stworzonymi na potrzeby książki, językami trolli czy wampirów. Czyta się ją szybko i przyjemnie.


"Jednak upiorna zagadka szybko się komplikuje. W sprawę wyraźnie zamieszany jest świętobliwy Fenduł, patron i założyciel zakonu. Jego czcigodny zewłok z nieznanych przyczyn i na przekór tradycji unika pobytu w osobistym sarkofagu"


Autorka ciekawie i obrazowo opisuje świat przedstawiony, i w żadnym momencie nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Można się przy niej zrelaksować i czasami pośmiać, co ja mówię, prawie wszędzie widać ślady poczucia umoru autorki.

Główna bohaterka jest super. Jest odważna, ma cięty język, ale czasem robi nieprzemyślane rzeczy i pakuje się w tarapaty. Poza tym, że jet wiedźmą jest również kobietą z problemami, a jej głównym dylematem jest wspomniane wcześniej zamążpójście.
Jedyne co mi w niej, tak jak i w reszcie bohaterów, przeszkadzało to ich imiona (Wolha, Welka, Len, Krosten). Usprawiedliwiam to tym, że Olga Gromyko jest ukrainką, może dlatego imiona nie brzmią tak jak te anglojęzycznych pisarzy?


Ogólnie powieść należy do takiego typu fantasy, który lubię. Przygoda, trochę magii, aczkolwiek nie jest jakaś wybitna ani nic w tym stylu. Milo się czytało, ale to wszystko. Nie pragnę więcej, nie mam chęci powrotu do niej, nie tęsknię, a tego oczekuję od dobrej książki. Mimo, że niezaprzeczalnie ma swoje plusy, to nie zawładnęła moim sercem.


Moja ocena: 5/10

~ Jane ~

środa, 13 listopada 2013

Neil Gaiman "Gwiezdny pył"

Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 245
 
"Wyobraził sobie też, że dostrzega twarze gwiazd – były blade, łagodnie uśmiechnięte, jakby ich właściciele zbyt wiele czasu spędzali ponad światem, obserwując krzątaninę, radość i ból ludzi w dole i nie mogli powstrzymać rozbawienia, gdy kolejny maleńki człowiek zaczyna wierzyć, iż jest środkiem wszechświata. A przecież wierzy w to każdy"

Moja przygoda z takim baśniowym fantasy zaczęła się od "Hobbita, czyli tam i z powrotem" i gdy zobaczyłam "Gwiezdny pył" postanowiłam ją kontynuować. Piękna okładka mnie urzekła, opis trochę mniej, ale mimo tego, że byłam przekonana, że trafiłam na banalną fantasy o miłości wzięłam ją do domu i zaczęłam czytać. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, miała u mnie czyste konto. I powiem szczerze, że cieszę się, bo przez to, że mnie zaskoczyła pochłonęłam ją w jeden wieczór, spragniona kolejnych przygód Tristrana Thorna.

"Gwiezdny pył" to druga samodzielnie napisana powieść Gaimana, najpierw została wydana w czterech częściach przez DC Comics, a potem w całości w 1999 roku i niemal od razu dotarła na listy bestsellerów, a potem nagrodzona przez tygodnik "Publishers Weekly" nagrodą Mythopoeic Fantasy Award. Książkę czyta się lekko i szybko.

Zaczyna się niewinnie, najpierw wioska Mur, dzieląca dwa światy, Anglię i Krainę Czarów. Potem magiczny jarmark i "przygoda" Dunstana Thorna. Swoją drogą, aż do 40-stej strony myślałam, że to on będzie głównym bohaterem, a tu taka niespodzianka .. . W powieść wkrada się młodzieńcza miłość i trochę pochopna obietnica. I właśnie tak zaczyna się podróż po niezwykłej i pełnej niespodzianek Krainie Czarów. Pokochałam ją już od pierwszego spotkania na jarmarku, a potem moje uczucie do niej tylko się pogłębiało. Jest piękna, czasem przerażająca, ale sprzyjająca młodemu Thornowi. W świecie, gdzie drzewa potrafią rozmawiać, a czarownice przemieniają ludzi w zwierzęta przeżyje niezapomniane przygody, aby zdobyć serce pięknej Victorii Forester.

"(...) wiedząc zbyt mało, by się bać, będąc zbyt młodym, by czuć podziw.."

Fabuła została podzielona na trzy, toczące się w tym samym czasie wątki, każdy równie intrygujący. Autor zwinnie przeskakuje z jednego na drugi, sprawiając, że czytelnik nie może przestać czytać, dopóki nie dowie się jak dalej potoczą się losy bohaterów, i w nieprzewidywalny sposób łączy je, to znów rozdziela prowadząc do punktu kulminacyjnego, bardzo niespodziewanego. To w powieściach lubię najbardziej.

Co można powiedzieć o bohaterach? Każdy ma w sobie to coś, coś takiego, co powinien mieć w sobie porządny bohater fantasy. Czarownice są stare i zgorzkniałe, drzewa przyjazne i delikatne, mimo swoich rozmiarów. Ale gwiazdy.. gwiazdy nie są tu takie oczywiste.

A na końcu znajduje się informacja mówiąca, że "Gwiezdny pył" jest kontynuacją powieści, która nigdy nie została wydana. Z prologu wnioskuję, że musiała to być interesująca historia i bardzo żałuję, że nie miałam możliwości się z nią zapoznać.

Dziś dowiedziałam się, że na podstawie powieści powstał film, o takim samym tytule i chyba już wiem co będę robiła wieczorem. Ciekawa jestem jak scenarzyści wyobrażają sobie Krainę Czarów. Natomiast Neil Gaiman zafascynował mnie swoim stylem pisarskim i już nie mogę się doczekać kolejnej wizyty w bibliotece.

Moja ocena: 7/10

~ Jane ~

wtorek, 12 listopada 2013

Stephenie Meyer "Bree Tanner"

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 201
 
"Mądre polowanie wymaga jedynie odrobiny inteligencji i cierpliwości."

Cóż, kolejna część najpopularniejszej serii dla nastolatek. W sumie to nawet nie część, tylko .. uzupełnienie? Ksiązka oparta na motywach "Zaćmienia". Opowiada o Bree, nowo narodzonej wampirzycy, która zostaje wykorzystana do walki przeciwko Cullenom. Zostaje zmianipulowana i wciągnięta do walki, jednak żółtoocy dają jej szansę, szkoda, że tylko oni ..
Sięgnęłam po ta powiesć z czystej ciekawości. Mimo, że już dawno minęła moja fascyacja Sagą Zmierzch byłam po prostu ciekawa jak pani Meyer przedstawi sytuację z drugiej strony, ze strony krwiożerczego wampira.

Sama postać wydawała się być całkiem interesująca. Dziewczyna z nieciekawą przeszłością, która nie jest zbytnio przygnębiona byciem wampirem, nie broni się również przed natura i zabijaniem ludzi. Nowość w sadze Zmierzch. Jednak w końcu spotyka Diega i razem zaczynaja sie zastanawiać nad zaistniałą sytuacją, nad tym po co zostali stworzeni i kim jest O N A ( Victoria ). Dowiadują się, że Riley ich oszukal w wielu sprawach i gdy Bree decyduje się na ucieczkę sprawy zaczynaja są komplikować. Bylo mi szkoda, że znam zakończenie książki, w sumie każdy zna, dlatego tak sobie trochę spoileruję ; )

Wszystko bylo by dobrze, gdyby Stephenie Meyer nie podpięla Bree pod część znanej Sagi. Według mnie ta postać miala przyszłość. Wolałabym mieć jakąś dobrą powieść z Bree jako główną bohaterką, niż Bree jako taką "uzupełniaczkę". To zepsuło atmosferę książki. Nie wiem czemu pani Meyer tak trzyma się tej Sagi zamiast ruszać do przodu, zapewne chodzi o pieniądze.

Pojawila się także wątek miłosny, ale może nie będę zdradzać. Poza tym książka jest krótka i nie żałuję, że ją przeczytałam. Przez to jeszcze bardziej ciekawi mnie "Intruz", bo zobaczylam, że nie wszystkie bohaterki Meyer muszą być pokroju Belli, choć niektore jej cechy dało się zauważyc u Bree.

Moja ocena: 4/10

~ Jane ~

poniedziałek, 11 listopada 2013

Isabelle Allende "Ewa Luna"

Wydawnictwo: MUZA
Liczba stron: 288

„Możliwe jest tworzenie rzeczywistości na miarę własnych pragnień.” 

Ewa Luna, na pierwszy rzut oka może się kojarzyć z czymś monotonnym, nieciekawym. No bo co niezwykłego może zawierać powieść o takim tytule? Jeśli przeczytamy opis na odwrocie książki nasza opinia o niej znacznie się poprawia, ale nadal myślimy "Nie, to nie dla mnie.". Jednak ja na szczęście nie poprzestałam na tym. W końcu nie bez powodu w internecie krąży tyle pozytywnych recenzji, a niektórzy czytelnicy wręcz zachwycają się opowieścią Ewy. Czy naprawdę warto poswięcić trochę czasu na przeczytanie tej, notabene nie długiej, książki?

Po pierwsze parę słów o autorce. Isabel Allende - chilijska pisarka, a także nauczycielka i dziennikarka.  Obecnie mieszka w Wenezueli. Najbardziej dziwi mnie to, że pracuje w bardzo nietypowy dla pisarzy sposób, pisze od poniedziałku do piątku od 9;00 do 18;00, nie czeka na natchnienie. Ewa Luna to jej trzecia powieść.

Ewa to dziewczynka poczęta na łożu śmierci i to ona opowiada nam swoją historię. Swoja wędrówkę przez ciągle zaskakujące ją i czytelników życie. Mimo, że jej dzieciństwo nie jest typowe, bo Ewa już od małego pracuje jako służąca, i jej dalsze losy nie zapowiadaja się zbyt ciekawie, to dzięki swojej odwadze i czasem też głupstwom jakie zrobi, zmienia jego bieg o 180 stopni przynajmniej kilka razy.

Baśń, to pierwsze określenie jakie przychodzi mi na myśl. Tak, baśniowa księżniczka, która dzięki opowiadaniu baśni nie pozwala zakończyć się tej swojej własnej, której jest bohaterką. Prawdziwa Szeherezada.

Jednak ta powieść jest nie tylko o życiu Ewy, ale także o jej przyjaciołach. Losy każdego z nich mogłyby być opisane w osobnych książkach, każdy intryguje czytelnika i znika z opowieści w taki sam niezwykły sposób jaki się w niej pojawia. Niezwykli ludzie, marzenia i jeszcze bardziej niezwykłe spotkaniach po latach. Miłość, przyjaźń i władza. No właśnie ... władza. Trudno nie wspomnieć jak ważna rolę w książce pełni sytuacja polityczna. No cóż, stanowi ona zgraną całość z resztą historii i myślę, że tak to zostawię.

„Rozsypanie w garstkę kurzu, taki los spotyka ostatecznie każdego, kto jest pozbawiony dobrych wspomnień.”

Książka uczy nas, że nie ważne gdzie się urodziliśmy, kim są nasi rodzice itd., bo to my i tylko my mamy wpływ na nasze życie. Każdy z nas ma swoją historię i sam może zdecydować jak się ona skończy. Polecam wam Ewę Lunę. Mnie uwiodła i myslę, że nie bylo to moje ostatnie spotkanie z powieścią pani Allende.

Moja ocena: 7/10

~ Jane ~

sobota, 9 listopada 2013

Jane Austen "Perswazje"


perswazje_nowaWydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczka stron: 200

„Niestety, pomimo poprawności rozumowania okazało się, że dla głębokich uczuć osiem lat nic nie znaczy.”

Anna ma dwadzieścia siedem lat i nie ma męża. W ówczesnych czasach można by uważać ją za starą pannę. Jest inteligentna, bystra i miła, ale wie, że nie zazna szczęścia, bo jej serce wciąż należy do niejakiego kapitana Wentworth'a. Osiem lat temu za namową swojej przyjaciółki i matki chrzestnej, lady Russel, Anna odrzuciła jego oświadczyny i teraz bardzo tego żałuje. Kobieta i kapitan spotykają się ponownie. Czy ich uczucie zdołało przetrwać taką długą rozłąkę?

Po przeczytaniu powieści w internecie znalazłam wypowiedzi, według których "Perswazje" są drugą najlepszą książką Austen, zaraz po "Dumie ...". Według mnie może byłoby się o to spierać, co prawda nie wiem czy "Perswazje" są lepsze, ale na pewno zupełnie inne niż "Duma ..".

Będąc z kolejna wizytą w świecie, gdy każdy, a w szczególności młoda panna, musi przyporządkować swoje życie śmiesznym normom, ale także w świecie pięknych strojów i balów, jeszcze bardziej się w nich zakochałam.

Książka jest bardzo subtelna z jednocześnie dość odważnym, jak na Austen, okazywanie emocji. Zapewne teraz nie możecie zrozumieć co mam na myśli, ale przyjrzyjcie się ostatnim rozmowom Anny i kapitana Wentworth'a, albo listom mężczyzny, a następnie poszukajcie rozmów Darcy'ego i Elizabeth. Wtedy z pewności zauważycie tą różnicę.
Do tego trzeba dodać, że bohaterzy są dużo dojrzalsi, a ich charaktery ukazywane są za pomocą ich czynów i opinii innych. 

Anna, wiele można u niej mówić, po pierwsze jest kobietą uważana za starą pannę, ma 27 lat. Mimo kierowania się radami innych i odrzucenia zaręczyn kapitana, z biegiem czasu przestają być one dla niej najważniejsze, uczy się myśleć samodzielnie i świadomie podejmować decyzje. W dodatku główna bohaterka nie jest ani wyjątkowo porywcza, ani nie posiada nadzwyczajnej błyskotliwości. Jak w takim razie udaje jej się przeciwstawić konwenansom? Nie burzy tego "muru", ona po prostu delikatnie go przesuwa. To jest fenomen tej postaci.

Jest to opowieść o miłości, która mimo rozłąki, konwenansom i strachu towarzyszącemu odrzuceniu przetrwała. Czytając tą książkę potwierdziłam swoje zdanie o twórczości Jane Austen. Jej romanse są cudowne, a "Perswazje" wciągnęły mnie już od pierwszej strony. Cóż jeszcze można powiedzieć o powieści, chyba to, że takie schematy powtarzają się nawet we współczesnych czasach. Także w swoim życiu mogę takie coś dostrzec, niestety. Ta powieść nauczyła mnie też, żeby nigdy nie ulegać czyimś perswazjom, ale działać w zgodzie z własnym sumieniem.

~ Jane ~



czwartek, 7 listopada 2013

P.C. Cast + Kristin Cast "Naznaczona"

NaznaczonaWydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 350
 
Kolejna książka, której tematem jest wampiryzm. Jak przedstawiają go autorki, matka i córka ? 

Zoey, główna bohaterka, zostaje naznaczona i musi udać się do "wampirskiej" szkoły, żeby ukończyć przemianę i przeżyć. Okazuje się, że jest wyjątkowa. Ma wypełniony znak i tatuaże jak dorosły wampir. W dodatku umie porozumiewać się ze wszystkimi żywiołami. W szkole poznaje nowych przyjaciół i wrogów, i zakochuje się w przystojnym Eriku.

Książkę dostałam w prezencie. Okrzyknięta nowość wydawała mi się ciekawa, szczególnie, gdy wzięłam ją pierwszy raz do ręki. Ta okładka, ach.. Trzeba przyznać, że wydawnictwo zrobiło dobrą robotę. Nie dość, że świetna grafika to jeszcze wypukłe elementy, uwielbiam takie okładki ;3

Muszę przyznać, że historia, którą owo cudo zawierało, była inna, bynajmniej nie banalna. Nocna szkoła dla wampirów? Tak, też mnie to zdziwiło. Bardzo ciekawie został przedstawiony cały "rytuał" stawania się wampirem i to, że nie każdy naznaczony nastolatek przeżywa taką przemianę.

Niestety to już koniec plusów.

Pierwszym minusem jest kreacja wampira, powinien się on kojarzyć z kimś okrutnym, krwiożerczym i  strasznym, a nie z głupiutkim nastolatkiem, który sam nie wie czego chce.

Edwarda ze "Zmierzchu" jeszcze przeżyję. Ogólnie lubię tą powieść, nie w sensie, że uwielbiam czy coś, ale po prostu lubię. Może nawet napiszę jakąś notkę o niej. Ale nieważne, wróćmy do "Naznaczonej".
No więc, niegroźnego wampira-romantyka jeszcze zniosę, ale to, do czego posunęły się panie Cast to już lekkie przegięcie. Po pierwsze określenie 'wampirski'. Czy tylko mnie to tak bardzo razi ? Dosyć dawno przeczytałam tą książkę, a to słowo ciągle krąży po mojej głowie i gdy tylko usłyszę tytuł "Naznaczona" przypomina się. Po drugie, czemu wampir nie ma kłów? Każdy wampir ma kły, nawet taki ze Zmierzchu, czy Pamiętników Wampirów, a autorki zapomniały o tym SZCZEGÓLE. Jeśli chciały być oryginalne to im z pewnością nie wyszło.

Postacie są płytkie, a ich język bardzo ubogi, tak samo jak język całej książki. Chociaż zastanawiam się czy ubogi to dobre określenie. On po prostu jest na siłę nowoczesny. Nie zrozumcie mnie źle, ale razi mnie, gdy w całej powieści rzucają się w oczy te same lub bardzo podobne, powiedzenia bohaterów. Rozumiem zamysł autorek, chciały napisać powieść dla młodzieży. Jednak stanowczo przesadziły, jestem w grupie tej 'młodzieży', ale ciągłe zwroty typu siema, nara, narąbał się, itp. nie przypadły mi do gustu.

Po przeczytaniu pierwszego rozdziału kompletnie nie miałam ochoty na więcej, ale wytrwale starałam się na siłę "wciągnąć" w historię. Czułam się jak wyrwana z kontekstu i kilka razy sprawdzałam czy aby na pewno trzymam w ręku pierwszą część.

Reasumując, moim zadnie pomysł autorek jest bardzo ciekawy, ale kompletnie nie wykorzystany. Mogły stworzyć przerażającą szkołę dla wampirów, a stworzyły ubogą wersję wampirków-nastolatków. Na razie nie mam ochoty na więcej twórczości pań.
Moja ocena: 2/10

~ Jane ~



środa, 6 listopada 2013

J.R.R Tolkien - "Hobbit, czyli tam i z powrotem"


Wydawnictwo: Iskry
Liczba stron: 280


"Wszystko kiedyś się kończy, nawet ta historia."

Pan Bilbo Baggins, potomek niegardzących przygodami Tuków i szanowanych za swą przewidywalność i unikanie podróży Baggins'ów. Ma piękną norkę, szczęśliwe życie i szacunek innych mieszkańców Pagórka. Pewnego popołudnia w jego mieszkaniu zjawia się 13 krasnoludów i znajomy czarodziej. Zapraszają go do udziału w przygodzie, ma im służyć za włamywacza i pomóc odzyskać Samotną Górę, dawne królestwo krasnoludów, spod panowania smoka. Krew Tuków budzi się w hobbicie i wyrusza z nimi. Początkowo niezbyt szanowany przez towarzyszy Bilbo z czasem zyskuje uznanie ratując ich z niejednych opałów. Jak skończy się przygoda pana Bagginsa?

Zainfekowana Hobbitomanią postanowiłam przeczytać go w końcu. Znała dobrze filmy "Władca pierścieni", "Dwie Wieże", "Powrót Króla", ale szczerze powiedziawszy nigdy się nimi nie zachwycałam. Nie pociągają mnie sceny batalistyczne, widok obrzydliwych orków i innych chodzących ohydztw, którymi filmy były przepełnione. Hobbit był inny, pomimo wcześniej wymienionych cechujących serię "obiektów" niósł on historię małego, wcale nie tak odważnego i trochę samolubnego hobbita - Bilba. To właśnie sprawiło, że owa książka znalazła się w moich rękach, czego nie żałuję.

Po przeczytaniu pierwszym wnioskiem, jaki mi nasunął było to, że producenci mają wyjątkowo słabą wyobraźnię (albo mały budżet, w co wątpię). Świat opisany był dosłownie magiczny, wszystko sprawiało, że chciało się tam być całym sobą. Można było się w nim zatracić i zapomnieć o naszym szarym świecie.

Śmiało mogę powiedzieć, że pokochałam Bilba za wszystko. Za odwagę i to, że czasem się bał, za mądrość i pomysłowość, za to, że nie zostawił przyjaciół i nigdy się nie poddawał, a przede wszystkim za to, że nie był idealny. Nikt nie jest idealny. Reszta bohaterów też przypadła mi do gustu, każdy miał swój charakter i był specyficzny.

Hmm, kto by pomyślał, że powieść powstała 1937 roku? Z pewnością nie ja. Wiecie, te, nazwijmy to "starsze" książki zwykle mają starszy, poważniejszy język. W "Hobbicie" zupełnie się tego nie odczuwało, czytało się go jednym tchem.Uważam również, że jest to lektura bez względu na wiek czytelnika. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie, zarówno dorosły, jak i dziecko.

Jedyny minus - za krótka. Niemal popłakałam się, gdy przeczytałam ostatni wyraz, tak bardzo było mi żal rozstawać się z Bilbem i ze Śródziemiem. Zapewne jeszcze nie raz wrócę do lektury "Hobbita", dzięki któremu wreszcie przekonałam się do fantastyki i zaczęłam ją czytać. Kto wie, może nawet skuszę się na tzw. Trylogię Tolkiena?
Tymczasem "Hobbit" uzyskuje ocenę 9,5/10 - arcydzieło

~ Jane ~